W dyskusji o pedofilii w Kościele dominują dwa stanowiska. Pierwsze – bagatelizujące zakres patologii – bo przecież gdzie indziej pedofilia też istnieje i drugie – domagające się w ogóle likwidacji Kościoła, moralnie potępiające ludzi wierzących, wprowadzające odpowiedzialność zbiorową. Tymczasem w rzeczywistości owszem – zjawisko pedofilii dotyczy wielu grup społecznych, ale Kościół jest instytucją społecznie ważną, która w historii świata i Polski odegrała istotną rolę. Może i powinien mieć wciąż znaczenie społeczne, a dla wierzących, członków Wspólnoty jest święty. Jeżeli w tej Wspólnocie dzieje się źle, należy ją naprawić od środka i duża w tym rola katolików świeckich. I właśnie ich zaangażowanie powinno być odpowiedzią i na durne wezwania do odpowiedzialności zbiorowej, i na głupią i szkodliwą obronę patologii, która Kościołowi jedynie szkodzi. Oczywiście w przypadku przestępstw musi wchodzić państwo (jak wszędzie zresztą). Ale zaangażowanie świeckich może w tym oczyszczeniu pomóc. Na pewno nie pomoże zaprzeczanie oczywistym faktom.
Tak, to prawda. Środowiska chrystofobiczne i antykatolickie pedofilię dostrzegają jedynie w Kościele katolickim bądź innych wyznaniach chrześcijańskich. Bagatelizują ją w środowisku artystycznym, czy szkołach. Jak przytomnie zauważyła na portalu społecznościowym jedna z osób niewierzących, patologie w Kościele ją oburzają, jednak z księdzem jej dzieci, jako nieochrzczone kontaktu mieć nie będą. Z nauczycielem śpiewu mogą się zetknąć. Dlatego do problemu pedofilii podejść należy bardzo szeroko. Ale nie zmienia to faktu, że katolicy właśnie MUSZĄ zareagować na to, co dzieje się w ich Wspólnocie. Fala hejtu, która wylała się na Tomasza Terlikowskiego i (w trochę mniejszym stopniu) na ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego za to, że wzięli udział w „antykatolickim” przedsięwzięciu, jakim rzekomo był film braci Sekielskich wskazuje, że wielu katolików fałszywie rozumie obronę Kościoła. I wielu wierzących myli dobro Wspólnoty ludzi ochrzczonych (a tym jest Kościół) z dobrem hierarchii i kościelnych urzędników. Hierarchia jest bardzo ważna, ale jeśli ona zawodzi, to należy to opisać i szukać rozwiązań. Jednym z nich jest powołanie mediów tworzonych przez katolików i dla katolików. Nie „katolickich”, które muszą mieć asystenta kościelnego, ale „prokatolickich”, które tworzyć będą ludzie wierzący. Byłyby to media w jasny sposób broniące Kościoła w sprawach wartości, ale też rzetelnie opisujące to, co w Kościele się dzieje. Wydaje się, że właśnie zaangażowanie świeckich katolików może być ratunkiem dla przeżywającego największy kryzys od czasu reformacji Kościoła.