Publicysta Tomasz Terlikowski napisał o tym, dlaczego wziął udział w produkcji braci Sekielskich pt. „Zabawa w chowanego”. „Mamy świadomość, że tylko nacisk mediów świeckich może cokolwiek zmienić. Kościół hierarchiczny, w większości, nie chce o tym rozmawiać, a jedynie zakopać pod dywan, tak by udawać, że nic się nie dzieje. Przekonałem się o tym wielokrotnie. I na różne sposoby. Nie zamierzam się użalać, ale wielokrotnie płaciłem swoją cenę za to, że mówiłem o tych sprawach. A karali mnie, na różne sposoby, ludzie Kościoła” – napisał publicysta na swoim profilu. Za zgodą autora wpis publikujemy w całości.
fot. fot. Pixabay
Intencje obu braci (a nie znam ich i nie zamierzam domniemywać, bo życie nauczyło mnie, że zwyczajnie ich nie znamy, a do tego często są one na tyle skomplikowane, że nawet podmiot czynu ich do końca nie rozumie i nie uświadamia) nie mają znaczenia dla oceny faktów. A te są jakie są. Zamiast więc – w ramach wygodnej ucieczki od tematu – skupiać się na intencjach, warto zadać sobie pytanie o fakty. One są albo nie są prawdziwe. Albo kryto sprawców, butnie i po chamsku odnoszono się do ofiar i ich rodzin, albo nie. Albo łamano procedury nie tylko państwowe, ale i kościelne, albo nie. To jest teraz temat. Pan Bóg może się posłużyć dla rozwiązania rozmaitych problemów czy wskazania ich nie tylko ludźmi o nieposzlakowanej opinii i bezdyskusyjnych intencjach, ale każdym. Jeśli mógł się posłużyć cudzołożnikiem Dawidem, wystawiającym innym do seksu swoją żoną Abrahamem, zapierającym się Piotrem czy oślicą Balaama, to może posłużyć się także braćmi Sekielskimi, nawet jeśli ich intencje nie są przyjazne Kościołowi. Zastrzegam, że nie stawiam takiej tezy, bo nie wiem. Wiem, że na razie to oni zajmują się tematem, i że to ich działania doprowadziły do pojawienia się tematu, ujawniania się ofiar i państwowych i kościelnych działań (niestety z braku dalszego nacisku) głównie pozornych. Nie ma zakazu zajmowania się tym tematem, i jeśli lepiej zrobi to „Gość Niedzielny” czy „Niedziela”, jeśli to one zajmą się ofiarami i wskażą sprawców, to będę im kibicował z całego serca i – jeśli o to poproszą – pomagał ze wszystkich sił. Wybaczcie jednak, ale w to nie wierzę.
Dyskusja powinna się toczyć wewnątrz Kościoła, a nie na zewnątrz?
Po pierwsze w tym filmie jako eksperci (nie odnoszę się do prawników, bo tego nie wiem) występują wyłącznie ludzie Kościoła: ks. Isakowicz-Zaleski i ja. Jakby tego było mało obaj raczej nie należymy do lewicy, ani liberałów. O sprawie mówią więc ludzie z wewnątrz. A dlaczego mówią akurat u Sekielskich (nie tylko podkreślmy, bo o sprawie i ja i ksiądz Tadeusz mówimy od bardzo dawna)? Dlatego, że mamy świadomość, że tylko nacisk mediów świeckich może cokolwiek zmienić. Kościół hierarchiczny, w większości, nie chce o tym rozmawiać, a jedynie zakopać pod dywan, tak by udawać, że nic się nie dzieje. Przekonałem się o tym wielokrotnie. I na różne sposoby. Nie zamierzam się użalać, ale wielokrotnie płaciłem swoją cenę za to, że mówiłem o tych sprawach. A karali mnie, na różne sposoby, ludzie Kościoła.
Dlaczego nie mówię o murarzach, którzy najczęściej siedzą w więzieniu za pedofilię?
Odpowiedź jest prosta. Nie należę do związku murarzy, i nie mam wrażenia, żeby murarze stanowili w Polsce potężną instytucję, cieszącą się ogromnym zaufaniem, której powierzamy nasze dzieci, i którzy nauczają nas wiary i moralności. Nie widzę też wielkiego ruchu cechu murarskiego, który przekonuje, że ten problem nie istnieje, że każdy, kto go porusza jest w istocie wrogiem murarzy i przeciwnikiem budowania domów, a do tego przerzuca przestępców z budowy na budowę, a także przekonuje, że w istocie to nie jest problem, bo wśród rolników też jest wielu pedofilów.
Czy mówienie o sprawie zaszkodzi Kościołowi?
Odpowiedź jest prosta. Najbardziej Kościołowi szkodzą te sprawy i ich tuszowanie. To nie bracia Sekielscy zmuszali pewnego biskupa do takich zachowań, nie oni zmuszali go do krycia pewnych spraw czy umożliwiania przestępcy popełniania dalszych przestępstw. Jeśli ktoś będzie więc odpowiadał za zgorszenie, związane także z tym, że spraw nie załatwiono, gdy miano je załatwiać, to nie dziennikarze i komentatorzy, ale hierarchowie i decydenci.
Tomasz P. Terlikowski (Faceboook.com, materiał publikujemy za zgodą autora)