Rafała Trzaskowskiego nie oceniamy pozytywnie (delikatnie mówiąc) jako prezydenta stolicy. Miał wnieść nową jakość, a tymczasem w wielu sprawach kontynuuje złą politykę Hanny Gronkiewicz-Waltz, a w kwestiach światopoglądowych dodał jeszcze mocny skręt w lewo. W tym kontekście pytanie o ewentualny start Trzaskowskiego na prezydenta RP z ramienia PO wydaje się pozbawione sensu. Jest też jednak inna strona medalu – interes środowiska politycznego, które obecny prezydent Warszawy reprezentuje. I tu start w wyborach może mieć uzasadnienie.
Po pierwsze – prezydent stolicy cieszy się ogromnym poparciem w mieście. Nie dlatego, że jest super prezydentem, ale dlatego, że stanowi ważny punkt odniesienia dla wielkomiejskiego i bardzo mocno antypisowskiego elektoratu. I właśnie wyborcy z dużych miast mogą na niego głosować.
Po drugie – to, co źle oceniamy z punktu widzenia zarządzania miastem, nie będzie mieć większego znaczenia w debacie ogólnopolskiej. Zaś to, co robi Trzaskowski werbalnie, jest ewidentnie kampanią wyborczą na skalę ogólnopolską.
Po trzecie (chyba z punktu widzenia opozycji najważniejsze) – Platforma Obywatelska (i szerzej Koalicja Obywatelska, czyli PO z Nowoczesną i mniejszymi ugrupowaniami) w sondażach jest wciąż drugą siłą w Polsce. Jest też największą formacją opozycyjną w Sejmie, ma najsilniejsze struktury, największe spośród partii opozycyjnych finansowanie. Ale też kampania kandydatki PO jest tragiczna. Małgorzacie Kidawie-Błońskiej wystawiając ją jako kandydata zrobiono w gruncie rzeczy krzywdę. Wicemarszałek Sejmu ewidentnie sobie nie radzi. A o głosy walczą (skutecznie) Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz i (w mniejszym stopniu) Robert Biedroń. Klęska Kidawy-Błońskiej – a będzie nią miejsce poza podium – byłaby katastrofą dla PO. Z jednej strony Kosiniak-Kamysz i PSL-Koalicja Polska budują formację chadecką, z drugiej strony – na bazie komitetów Szymona Hołowni zapewne powstanie jakieś ugrupowanie wielkomiejskie (słowo liberalne nie jest tu użyte celowo), z trzeciej strony lewica – choć postawienie na Roberta Biedronia było sporym błędem – będzie docelowo zyskiwać poparcie. Kosztem PO. W związku z tym wymiana kandydata wydaje się koniecznością. A Rafał Trzaskowski wydaje się tu być naturalnym wyborem.
Z punktu widzenia Trzaskowskiego też więcej jest plusów takiego kandydowania. Prezydent stolicy wyraźnie męczy się w samorządzie, doskonale czuje się w polityce europejskiej i krajowej. Za to minus – z punktu widzenia Trzaskowskiego – jest jeden. Mówił o tym w wywiadzie dla naszej gazety Andrzej Stankiewicz z Onet.pl – prezydent Warszawy ma bez wątpienia ambicje prezydenckie. Za pięć lat będzie faworytem, dziś wygrać będzie mu trudniej.
Z punktu widzenia PO minus takiego rozwiązania jest jeden – wycofanie kandydatki będzie wyglądać fatalnie i wobec elektoratu, i wobec niej samej. Ale gdy w grę wchodzi ratowanie całej formacji, takie argumenty schodzą na dalszy plan.
Przemysław Harczuk
NA TEN TEMAT: