Nowy Telegraf Warszawski

sobota, 7 grudnia, 2024

Spośród rozwiązań złych, to nie było najgorsze

Zaproponowane rozwiązanie w sprawie wyborów nie było dobre. Ale pozwoliło uniknąć katastrofy. Na stole było kilka rozwiązań lepszych. Były też jednak znacznie gorsze. Teraz najważniejsze, by ponowne wybory odbyły się uczciwie. 

Onwodowa Komisja Wyborcza, zdj. ilustr. fot. Adrian Grycuk By Adrian Grycuk – Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=44665418

Co do samego rozwiązania, abstrahując od oceny prawnej, warto przyjrzeć się innym wariantom, które były na stole. I były lepsze (niektóre sami proponowaliśmy) ale też dużo gorsze. Po kolei:

Rozwiązaniem zdecydowanie najlepszym, ale nie wziętym pod uwagę przez nikogo, bo pandemia zaskoczyła wszystkich (nas też, przyznajemy) było  w momencie, gdy zaczął się problem natychmiastowe ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów w terminie, na zasadzie porozumienia rządu z opozycją – poprzez jasne określenie – jest pandemia, nie wiemy co z wyborami, może trzeba je przełożyć, ale szukamy rozwiązań. Na razie organizujemy cykl debat w tv, w których kandydaci będą mieli szansę (choćby na sposób zdalny) prezentować swoje poglądy. Niestety – od początku wszystko zdominowała pandemia. A rząd parł do wyborów na siłę, 10-go maja, bez opamiętania się.

Rozwiązaniem drugim, które proponowaliśmy zanim jeszcze podobną propozycję złożył Jarosław Gowin, było przełożenie wyborów o dwa lata. Wymagało to zgody wszystkich sił politycznych i zmiany Konstytucji. To rozwiązanie było najlepsze, bo rząd miałby szanse przy obecnym prezydencie po prostu zająć się walką z kryzysami – epidemicznym i gospodarczym i z tego, jakby sobie poradził byłby rozliczony (po wyborach prezydenckich za dwa lata byłyby przecież parlamentarne i samorządowe). Opozycja miałaby czas na przegrupowanie sił. W kolejnych wyborach nie startowałby Andrzej Duda, więc w zasadzie sytuacja byłaby całkiem nowa i tak naprawdę czysta – jest rzeczą otwartą, kto by umiał lepiej ten czas wykorzystać. Niestety, opozycja z miejsca pomysł odrzuciła, choć mogła siąść do rozmów. Nie zrobiła tego i to obciąża jej liderów.

Innym rozwiązaniem była rezygnacja Andrzeja Dudy. Opróżnienie urzędu sprawiłoby, że marszałek Sejmu rozpisałaby wybory w późniejszym terminie, a Andrzej Duda mógłby w nich startować. Tego rozwiązania nie wybrano z powodów stricte politycznych – bo wizerunkowo ciężko byłoby elektoratowi wytłumaczyć, dlaczego prezydent rezygnuje.

 

To były rozwiązania dobre. Pozostałe są średnie, złe, lub bardzo złe.

Opozycja chciała przełożenia wyborów na przyszły rok. Lider PO Borys Budka proponował, aby głosowanie to przeprowadzić w trzech formach – internetowej, tradycyjnej i korespondencyjnej (głosowania w trzech formach jest akurat dobrym pomysłem). Propozycja lidera PO była ciekawa, ale nierealna. Po prostu wiadomo było, że głosowanie za rok będzie samobójcze z punktu widzenia partii rządzącej (tak, jak szybkie głosowanie jest samobójcze z punktu widzenia PO). Ale miało też jeszcze jedną wadę – gdyby jakimś cudem zostało przeforsowane, mielibyśmy rok permanentnej kampanii wyborczej. To nic dobrego w perspektywie kryzysu.

PiS, a konkretnie prezes partii parł do głosowania 10-go maja lub w innym majowym terminie. To rozwiązanie było teoretycznie najlepsze politycznie dla PiS, a najgorsze dla opozycji. Rzecz w tym, że tradycyjnego nie dało się przygotować (pomijając kwestie sanitarne, nie było nawet komisji) a wybory korespondencyjne tak szybko i w taki sposób robione po prostu nie miały szans się udać, a już na pewno nie mogły być transparentne i uczciwe. Szykował nam się dramatyczny kryzys polityczny, w którym znaleźlibyśmy się na lata.

Kolejny pomysł, za którym dziś płacze opozycja, to wprowadzenie stanu nadzwyczajnego, a konkretnie stanu klęski żywiołowej. I to teoretycznie rozwiązanie dobre. Zgodne z prawem. Ale niebezpieczne. I nie chodzi tu o odszkodowania, etc. Rzecz w tym, że stan klęski można przedłużać w nieskończoność. Skoro epidemia ma trwać dwa lata lub dłużej, uzasadnienie by było. A i inne uzasadnienia (katastrofalne susze czekają nas w kolejnych latach) dla ogłoszenia klęski by się znalazły.  Wreszcie – kto powiedział, że musi być wprowadzony stan klęski żywiołowej? O ile stanu wojennego wprowadzić na ten moment by się nie dało, tak już dla stanu wyjątkowego zawsze można znaleźć uzasadnienie. A stan wyjątkowy to już bardzo poważne ograniczenie wolności obywatelskich, choć z punktu widzenia władzy byłoby działaniem samobójczym. Reasumując – wybrano wariant kiepski, ale pozwalający uniknąć – przynajmniej na razie – katastrofy.