niedziela, 13 października, 2024

Ze skrajności w skrajność. Kwarantanna po warszawsku

Obserwując mieszkańców Warszawy w dobie pandemii można odnieść wrażenie, że są jakby dwie grupy ludzi – przerażeni i ześwirowani, słowo wirus odmieniający przez przypadki, bojący się nawet ludzkiego spojrzenia. I drudzy pewni, że żadnego wirusa nie ma, pandemia to spisek, wszelkie obostrzenia należy olać. Jak jest naprawdę?

fot. ODH

Wirus autentycznie istnieje. Jego śmiertelność nie jest największa (choć też nie wcale tak mała), jednak gdyby w Polsce nie było żadnych obostrzeń, najpewniej spowodowałaby całkowite zablokowane służby zdrowia. Dlatego pierwszy etap wprowadzenia ograniczeń w naszym kraju miał sens, mało tego, reakcja choć na tle innych krajów szybka, i tak była mocno spóźniona.

Przy wprowadzaniu obostrzeń nie uniknięto też jednak błędów (jak brak testów dla ludzi w kwarantannach, brak odpowiednich rozwiązań co do DPS-ów, które są najniebezpieczniejszym obok szpitali miejscem). Gospodarkę trzeba już odmrażać, a w walce z wirusem państwo jest w lesie. Jednak pomijając to wszystko uderzają reakcje ludzi, mieszkańców Warszawy. Oto jedni tak przejęli się wirusem, że nawet w maskach, rękawiczkach i zimowym ubraniu przy 20 stopniach na plusie (że też się nie ugotują) przemykają pośpiesznie ulicami, a na widok osoby ludzkiej reagują przerażeniem przynajmniej takim, jak normalny człowiek zareagowałby na ukąszenie jadowitego węża.

Jest też jednak druga postawa. To ci, którzy nagle oznajmili, że wirusa nie ma, a wszystko jest wielką ściemą. Że można robić „koronaparty”, lizać klamki w autobusach itd. Ludzie ci na forach internetowych i w portalach społecznościowych polecają i promują tezy rozmaitych kretynów, lansujących się na autorytety medyczne. Ludzie z wykształceniem technicznym są tam bardziej pożądani od wirusologów, a kucharki robią za autorytety od zwalczania chorób. Tu sprawdza się w pewnym sensie teoria Czestertona, że człowiek, jeśli przestanie wierzyć w Boga, uwierzy we wszystko. Nawet w największą głupotę.

Wracając jednak do tematu – największym problemem jest fakt, że wśród ludzi dominują postawy skrajne. Jedni gotowi są robić krzywdę pracownikom służby zdrowia z obawy przed zarażeniem, drudzy gotowi są spowodować zagrożenie epidemiczne by dowieść, że nie ma żadnego zagrożenia. Dobrze by było, gdyby powrócił zdrowy rozsądek.

Antoni Zankowicz

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img