Janosikowe jest problemem dla wielu teoretycznie bogatszych samorządów, które muszą dzielić się z innymi, biedniejszymi. O ile w okresie prosperity jest to tylko obciążający wydatek, w czasie kryzysu, w który wchodzimy, obciążenie to jest naprawdę poważnym problemem. Stąd wielu samorządowców sprzeciwia się janosikowemu. Pojawili się też jednak obrońcy owego podatku. Utrzymują oni, że konieczne jest wsparcie małych miejscowości, biedniejszych gmin. Pytanie jednak, czy nie można tego robić BEZ kontrowersyjnego podatku?
Problem małych miejscowości polega na tym, że wielu ludzi w nich mieszkających musi pracować w większych miejscowościach. Aby to umożliwić należy zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze infrastruktura – naprawdę szybka kolej z takich miejscowości jak Radom, czy Kielce do Warszawy rozwiązałaby szereg problemów. Z Warszawy do Kielc jest 188 kilometrów pociągiem. Skład pędzący 200 kilometrów na godzinę pokonałby tę trasę w mniej niż godzinę. Tymczasem przejazd z jednego końca Warszawy na drugi zajmuje czasem więcej czasu! A więc ktoś pracujący niedaleko Dworca Zachodniego, wsiadałby w pociąg o 6 rano, wysiadałby o 7 na miejscu, na 7.30 był w pracy. O 16.30 mógłby wracać do domu. Niestety tak by było, gdyby na wspomnianej trasie jeździł normalny pociąg. Niestety, podróż tą trasą trwa nie godzinę, ale prawie trzy…
Oprócz szybkiej kolei dobrym rozwiązaniem jest praca zdalna. Tam, gdzie jest to możliwe, powinna być ona udostępniana. Jest nie mniej efektywna od pracy stacjonarnej, a firmom zapewnia oszczędność finansową (brak konieczności utrzymywania biur itd.). Daje też możliwość zatrudnienia ludzi z mniejszych miejscowości, bez konieczności przeprowadzania się.
Zyskiwałby na tym pracownik – mógłby zostać w miejscu zamieszkania, bez przeprowadzek. Pracodawca – oszczędzając koszty. Mała miejscowość – bo mieszkaniec by nie wyjeżdżał, płaciłby podatek na miejscu. Metropolia – bo zaoszczędziłby pracodawca, więc zapłaciłby więcej z podatku. I to byłoby lepsze rozwiązanie niż recepty sztuczne, jak Janosikowe.
(NTW)