Nowy Telegraf Warszawski

sobota, 7 grudnia, 2024

Korespondencyjne nie przejdą. Nie tylko przez wirusa (KOMENTARZ)

Deklarowałem ostatnio, że jestem przeciwny wyborom w terminie 10 maja, gdyż uważam je za po prostu niebezpieczne dla ludzi. Dziś spójrzmy na sprawę praktycznie i bez emocji.

skryznka pocztowa zdj. ilustr. fot. ODH

Nie wierzę w wygaszenie epidemii tuż po świętach (a tylko w takiej sytuacji można myśleć o bezpiecznej organizacji wyborów). Nie wierzę też w wybory korespondencyjne. I nie, nie zamierzam powielać histerycznych niekiedy zarzutów części opozycji. W wielu sprawach ma ona rację – partia rządząca ma interes polityczny w tym, by wybory organizować teraz. I robienie głosowania tylko z tego powodu byłoby zbrodnią. Ale są też argumenty po stronie rządzących – lepiej mieć wybory za sobą i skupić się jak najszybciej na walce z kryzysem a nie fundować Polakom kolejne miesiące kampanii. Stany nadzwyczajne, które są konieczne do przeprowadzenia głosowania niosą za sobą bardzo poważne konsekwencje. Od radykalnego ograniczenia praw obywatelskich (stan wyjątkowy dopuszcza cenzurę) po kwestie finansowe – państwo musiałoby płacić ogromne odszkodowania tym, którzy udokumentowaliby, że przez stan nadzwyczajny ponieśli straty. Mimo to uznać należy, że wybory aby odbyły się 10 maja musiałyby być uczciwe i przede wszystkim bezpieczne. I jedno z drugim się wiąże. Głosowanie korespondencyjne jest bezpieczniejsze niż w lokalu, pamiętajmy jednak, że wciąż armia ludzi musi te karty do głosowania dostarczyć, potem odebrać, głosy przeliczyć. To wciąż ryzyko potężne. Poza tym kwestia poczty. Nie jestem tak ortodoksyjnym liberałem, żeby chcieć poczty likwidacji,  ale przez lata zaniedbań instytucja ta potrzebuje naprawy. Dość powiedzieć, że nie tak dawno przed Wielkanocą otrzymaliśmy z żoną kartkę świąteczną od moich rodziców. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie mały szczegół – kartka była na Boże Narodzenie roku jeszcze wcześniejszego, a gdy ją odebraliśmy rodzice, nie mniej zdziwieni od nas,  siedzieli z nami przy wielkanocnym stole. Obawiam się, że liczenie głosów przy głosowaniu korespondencyjnym mogłoby trwać bardzo długo. Może dłużej, niż proponowane przez Jarosława Gowina wydłużenie kadencji obecnego prezydenta.

Przemysław Harczuk