Majowy termin wyborów prezydenckich jest niemożliwy do utrzymania. Nawet, gdyby głosowanie odbyło się korespondencyjnie – takie informacje docierają do nas z partyjnych zapleczy zarówno PiS, jak PO i PSL. Partia rządząca wciąż prze do wyborów, jednak nie wierzy w nie już prawie nikt.
PiS prze do wyborów prezydenckich 10-go maja 2020 roku. Głównym argumentem jest brak prawnych przesłanek do przełożenia wyborów – aby to zrobić należy wprowadzić któryś ze stanów nadzwyczajnych – stan wyjątkowy bądź klęski żywiołowej. Argumentem przeciwko wyborom za rok jest widmo trwającej wiele miesięcy ostrej kampanii wyborczej, która miałaby Polsce nie służyć. Jest też jednak argument polityczny – PiS nie chce wyborów za rok, bo to szkodziłoby politycznie tej partii. Stąd pojawił się pomysł wprowadzenia głosowania korespondencyjnego dla wszystkich. Pomysł ten jednak został oprotestowany przez pracowników Poczty Polskiej, z których wielu poszło na zwolnienia. Stąd dziś „na stole” są dwa warianty. Zmiana Konstytucji, przesunięcie wyborów o dwa lata. Kadencja prezydenta byłaby wydłużona o siedem lat. Ale Andrzej Duda nie mógłby ubiegać się o reelekcję. Ten pomysł zgłosiło Porozumienie Jarosława Gowina. Jednak raczej przeciwko będzie opozycja. Innym rozwiązaniem jest jednak wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Wtedy wybory odbyłyby się późnym latem. (az).