Pierwsze osoby zarażone koronawirusem w Polsce jechały autobusem. Pierwszą ofiarą śmiertelną epidemii na Mazowszu był kierowca PKS. Transport zbiorowy jest dziś niebezpieczny.
W czasie pandemii koronawirusa wszystko ulega przewartościowaniu. Do łask wracają plastikowe torby, jednorazowe naczynia i sztućce, triumfalnie wraca samochód. Za jedno z niebezpieczniejszych miejsc uznać należy komunikację miejską i w ogóle transport zbiorowy.
Pracownicy prywatnej firmy zajmującej się kontrolowaniem biletów na rzecz jednej ze spółek transportu publicznego na Mazowszu przez kilka tygodni, pomimo stanu epidemicznego, potem stanu epidemii, musieli sprawdzać bilety. Mieć kontakt z dziesiątkami ludzi. Fakt, że do kontroli biletów dochodzi, jest według naszych rozmówców zagrożeniem dla samych sprawdzających, jak i dla pasażerów. – Początkowo nie mieliśmy ani rękawiczek, ani maseczek ochronnych. Dostaliśmy je dopiero kilkanaście dni po nastaniu epidemii. To według mnie bardzo niebezpieczna sytuacja – mówi Andrzej, kontroler biletów (nazwisko do wiadomości reakcji). Jak opowiada, raz doszło do sytuacji niebezpiecznej, choć nie z uwagi na bezpośrednie zagrożenie wirusem. – Zaatakował mnie jakiś nietrzeźwy gość, darł się, że pozarażam wszystkich, że stanowię niebezpieczeństwo. Powiedziałem mu – facet, naprawdę nie chcę zarazić siebie, ani nikogo z was. Nie jestem tu z własnej woli, kazali mi to robić w ramach obowiązków – mówi kontroler. – Ale wie pan, najgorsze jest, że ten pijany jegomość miał rację. Ja muszę wypisać mandat, dać druk pasażerowi do podpisu itd. No łatwo mogę wirusa złapać, a potem nie wiedząc o tym „sprzedać” kolejnym osobom – dodaje. I zaznacza, że jedynym plusem w całej sytuacji jest to, że faktycznie mniej ludzi korzysta z komunikacji miejskiej. – Ale wciąż przecież jeżdżą, choć jest ich mniej – podsumowuje.
Opisana sprawa nie jest ma Mazowszu jedyna. Jak ustaliliśmy, w tym akurat wypadku sensowniej zachował się warszawski Zarząd Transportu Miejskiego, którego kontrolerzy po ogłoszeniu stanu epidemicznego a potem stanu epidemii przestali kontrolować bilety, wykonują inne prace, polegające na sprawdzaniu liczby pasażerów. Bez bezpośredniego kontaktu z pracownikami.
Warto zaznaczyć, że szczególnie narażeni na zarażenie wirusem z Wuhan jesteśmy przebywając przez pewien czas, na niewielkiej przestrzeni, w dużym skupisku ludzkim. Najgroźniejszymi miejscami są więc placówki medyczne, gdzie o zarażenie najprostsze, jak i miejsca transportu zbiorowego: autobus – PKS, busy, itd., autobusy miejskie; tramwaje; samoloty; statki; pociągi. Warto wspomnieć, że pierwszy pacjent w Polsce, u którego wykryto koronawirusa, był pasażerem autobusu z Niemiec do Polski. Kolejni zarażeni również podróżowali tym autobusem. Pierwszą ofiarą śmiertelną COVID-19 na Mazowszu był 43-letni kierowca PKS z Grójca. Kilku kolejnych kierowców trafiło do szpitala. W czasie pandemii do łask wraca za to transport prywatny, indywidualny. Gdy jeszcze dwa miesiące temu lansowany był model przerzucania całego ciężaru przemieszczania się na komunikację miejską i ograniczania ruchu aut, tak teraz wydaje się, że samochody prywatne mają swój czas. Po prostu – w trakcie epidemii korzystanie z nich jest znacznie bezpieczniejsze. Do łask wracają też jednorazowe opakowania, plastik, słomki, torebki foliowe. Generalnie wszystko, co może pomóc w uniknięciu groźnego zakażenia. Jeśli chodzi o samochody, część samorządów wprowadziła bezpłatne parkowanie. W Warszawie na razie ulgi dotyczą pracowników służby zdrowia.
Antoni Zankowicz