Pomimo zaangażowania ludzi dobrej woli – dziennikarzy, publicystów, opozycjonistów z okresu PRL, działaczy z różnych stron ideowego konfliktu w Polsce, Mirosław Ciełuszecki 13-go lutego trafi do więzienia. To smutny finał trwającej od dwóch dekad sprawy.
W obronie zaszczutego przedsiębiorcy stawało wiele osób. Z polityków przedstawiciele prawicy – jak Marek Jurek, który pisał list z prośbą o ułaskawienie do Andrzeja Dudy. Lewicy – jak Piotr Ikonowicz, który był jednym z założycieli komitetu w obronie Ciełuszeckiego. Byli opozycjoniści z Solidarności, KPN, ruchu Wolność i Pokój. Sprawę jako skandaliczną opisywali dziennikarze i media bardzo na co dzień odległe – „Gazeta Polska” i pisma radykalnej lewicy, „DoRzeczy.pl” i „Dziennik”, programy Telewizji Polskiej i TVN. To zaangażowanie ludzi dobrej woli nie pomogło. Bo po drugiej stronie, stronie współczesnego imperium zła, ręka w rękę stanęli kolejni prokuratorzy i sędziowie, obrońcy tzw. „sędziów niezłomnych”, „nadzwyczajnej kasty” z jednej i rzekomi „reformatorzy” z drugiej strony. W równym stopniu odpowiedzialność spoczywa na prokuratorach, którzy oskarżali, biegłych, którzy oszukiwali, sędziach, którzy orzekali, jak i politykach. Mających gęby pełne frazesów a to o sędziowskiej niezawisłości, a to o konieczności reform. W rzeczywistości spór toczy się nie o reformy, a o to, kto nad mafią zwaną wymiarem sprawiedliwości będzie trzymać czapę. Układ się zamknął. I to na dobre.
Przemysław Harczuk