Ekspert o koronawirusie: zagrożenie bardzo poważne, ale zagłada raczej nie groziW przypadku, gdyby wirus dotarł do naszego kraju, to w pierwszej kolejności najbardziej narażone są dzieci, osoby w podeszłym wieku oraz z obniżoną odpornością. Zagrożeni są m. in. pacjenci z nowotworami, cukrzycą, leczący się sterydami – mówi Bolesław Piecha. Lekarz, były wiceminister zdrowia.
Do Warszawy przyleciał samolot z pasażerami z Chin. Media podają te informacje w sensacyjnym tonie, oczywiście z obawy przed koronawirusem. Na razie jednak zaraza do nas nie dotarła. Czy faktycznie należy bać się apokalipsy, czy może jest tutaj sporo przesady?
Bolesław Piecha: W przypadku, gdy mówimy o chorobach zakaźnych, epidemii, należy traktować to poważnie. Natomiast to, co podają media, to w jaki sposób relacjonują rozszerzanie się koronawirusa, to bardziej scenariusz filmu katastroficznego. Aż takiej katastrofy jednak najprawdopodobniej, na szczęście nie będzie. Natomiast każda epidemia przynosi realne straty – ludzkie, gospodarcze, społeczne. A więc stanowi realny problem.
Jak wygląda sytuacja w przypadku Polski?
Jeśli chodzi o wirus z Chin, to jest on na szczęście dość daleko, a nasze służby medyczne są na jego pojawienie się przygotowane. W przypadku, gdyby wirus dotarł do naszego kraju, to w pierwszej kolejności najbardziej narażone są dzieci, osoby w podeszłym wieku oraz z obniżoną odpornością. Jeśli idzie o ludzi zdrowych, w sile wieku, to zagrożenie śmiercią jest bardzo małe. Niewiele większe niż szansa na wygranie w totolotka.
Czy zagrożeni są pacjenci poddani leczeniu sterydami?
Oni są zagrożeni, ponieważ sterydoterapia obniża odporność. Podobnie jest w przypadku osób po przeszczepach. Pacjenci ci w ogóle są w trudniejszej sytuacji. Oczywiście dotyczy to także osób leczonych na choroby nowotworowe. Zagrożeni są też ludzie z zaawansowaną cukrzycą i w podeszłym wieku. Jeśli chodzi o dzieci sytuacja jest inna.
To znaczy?
Niebezpieczeństwo dotyczy nie wszystkich dzieci – noworodki i niemowlęta karmione piersią matki raczej zagrożone nie są. Mleko matki wytwarza bowiem przeciwciała, które wyrabiają naturalną odporność. Natomiast po odstawieniu od piersi matki u dziecka następuje – między szóstym miesiącem a trzecim rokiem życia – tzw. przełom immunologiczny. Wtedy odporność się zmniejsza i zagrożenie istnieje. Natomiast w sprawie samego wirusa – trzeba do niego podejść poważnie. Zagrożenie istnieje. Nie traktowałbym go jednak w kategoriach apokaliptycznych. Ryzyko utraty życia jest stosunkowo niewielkie. Choć pamiętać należy, że są i epidemie grypy sezonowej, w czasie których dochodzi do sporej liczby wypadków śmiertelnych. To się zdarza, nie należy jednak popadać w panikę.